"Chrześcijaństwo bez uczniostwa jest zawsze chrześcijaństwem bez Chrystusa”
Bonhhoeffer Dietrich
Kto chce być uczniem Mesjasza? Zapraszam do Księgi Dziejów Apostolskich Dz. 9,36 „A w Joppie była pewna uczennica, imieniem Tabita, co w tłumaczeniu znaczy Dorkas; życie jej wypełnione było dobrymi i miłosiernymi uczynkami, jakich dokonywała”. Dalej czytamy, że kiedy umarła Bóg przysyła jednego ze swych wiernych uczniów, aby wskrzesił ją z martwych. Niewiele wiemy o Tabicie, ale możemy jasno wywnioskować, że była to kobieta, która miała właściwe priorytety. Słowo Boże określa Tabitę tylko jednym słowem: „uczennica”. Co ono nam mówi? Co tzn. uczyć się? Oczywiście słuchać, poznawać, wdrażać w życie,… Co tzn. być uczniem?
Każdy z nas wie, kim jest uczeń. Chodziliśmy do szkoły, a teraz posyłamy tam nasze dzieci. Oczywiście, większość z nas uważa szkołę za rzecz dobrą. Jest ona powszechna, bezpłatna. Każdy z nas pragnie, aby nasze pociechy trafiły do dobrej klasy, pod opiekę dobrego nauczyciela. Ale kto z nas wysłałby swojego syna do szkoły, a właściwie nie do szkoły, lecz tam, gdzie syn musiałby chodzić za Nauczycielem krok w krok? Kto zdecydowałby się oddać dziecko pod opiekę Nauczyciela, który mówi, że gdy Janka ktoś uderzy w nos, to ma on na dokładkę nadstawić policzek? Kto posłałby swoją córeczkę pod opiekę Nauczyciela, który naucza, że jeśli Zosi zabrano sweter, to jeszcze ma na dokładkę dołożyć kurtkę? Kto odważyłby się posłać dziecko do Nauczyciela, który mówi, że tylko wtedy można być jego uczniem, gdy będzie się kochało Go ponad rodziców? Że tylko wtedy można być w jego klasie, gdy słowa Nauczyciela będą znaczyły więcej od słów rodziców? Ale przecież tu nie chodzi o nasze dzieci. Tu chodzi o nas samych - o ciebie i o mnie! Przyzwyczailiśmy się do tego, że aby być uczniem wystarczy mieć tornister, zeszyty, książki i trochę chęci, aby przychodzić na lekcje. Czy rzeczywiście wystarczy?
A co znaczy być uczniem Mesjasza? Żeby być uczniem Jezusa nie wystarczy mieć swoje krzesło w kościele. Nie wystarczy posiadanie książek do nabożeństwa. Nie wystarczy wpis nazwiska na liście członków Kościoła, Zboru. Nie wystarczy mieć trochę czasu i chęci, by zjawić się na "zajęciach" raz w tygodniu. Bo być uczniem Mesjasza oznacza naśladować Go, starać się żyć tak, jak On. Ludzie wierzący, jako uczniowie naśladujący swojego Mistrza, winni widzieć sens tylko w życiu według zasad, jakie On nam zostawił. Ten, kto chce autentycznie skorzystać z lektury Ewangelii, musi zgłosić się do Mesjasza jak uczeń do Mistrza i od samego początku pilnie śledzić oraz dokładnie wypełniać wymagania, jakie stawia Nauczyciel. – „Nauczycielu, gdzie mieszkasz? - Chodźcie i zobaczcie” (J 1,38-39). Wymagania, jakie Chrystus stawia tym, którzy się do Niego dobrowolnie zgłaszają, są trudne. „Lisy mają jamy, ptaki niebieskie gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma, gdzie by głowę skłonił” (Łk 9,58). Oto odpowiedź na prośbę o przyjęcie do grona uczniów. Jeszua (Jezus) stawia sprawę jasno. Życie nasze będzie życiem tułaczym. Możesz zostać jeśli stać cię na to i ... nie tylko na to. Bo już na początku naszej drogi uczniostwa musimy zwrócić uwagę na inne wymagania, jakie Mesjasz stawia kandydatom na uczniów. „Jeśli kto przychodzi do mnie, a nie ma w nienawiści ojca swego i matki, i żony, i dzieci, i braci, i sióstr, a nawet i życia swego, nie może być uczniem moim”. (Łk 14,26). Dla ucznia Jeszua Mesjasz musi być ważniejszy aniżeli ojciec, matka, żona, dziecko... Ważniejszy! Jeśli tak nie jest, nie mogę być Jego uczniem. „Tak więc każdy z was, który się nie wyrzeknie wszystkiego, co ma, nie może być uczniem moim”. (Łk 14,33). Jakże zdecydowana postawa. Tu nie chodzi o to, aby w jednej godzinie wszystko sprzedać, ale o to, aby w każdym momencie, gdy będzie trzeba wybierać między dobrami i przyjemnościami doczesnymi a Nauczycielem, być gotowym bez najmniejszego wahania stracić wszystkie dobra doczesne, byle nie stracić Jeszua Mesjasza. Wyrzekam się nie tylko dóbr materialnych, wyrzekam się też przyjemności, namiętności, zainteresowań i pasji, które zajmują mój czas i myśli, odciągając od spraw Bożych. Wielki przywilej uczniostwa polega na tym, że dobrowolnie staję pod sztandarem Jego krzyża, a to oznacza także śmierć. „Potem przywołał do siebie tłum razem ze swoimi uczniami i rzekł im: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. " (Mk 8,34). Co to znaczy „zaprzeć się samego siebie”? Czy mam nie być sobą? Czy mam zrezygnować z części lub całości mojego „ja”? Dlaczego mam rezygnować? Czy warto? Czy rezygnując z czegoś nie stanę się uboższym? Co to znaczy „zaprzeć się samego siebie”? Tak jak Piotr powiedział, zapierając się Mesjasza: „Nie znam tego Człowieka”, tak powinien sobie powiedzieć każdy naśladowca: „Nie znam siebie” gdy chcę się bronić przed niesłusznym oskarżeniem, „Nie znam siebie” gdy chcę dowodzić swoich racji, „Nie znam siebie” gdy chcę.................. I gdy już całkowicie o sobie zapomnieliśmy, gdy nie znamy już siebie samych, wtedy możemy być gotowi, by nazwać się uczniami. Ten, kto wstępuje na drogę uczniostwa, musi być gotów - jak pierwsi uczniowie – być może opuścić dom i porzucić zawód, być może umrzeć,… na pewno umrzeć dla swojej woli, życzenia i pożądliwości. Naśladowanie Mesjasza często rozumiane jest powierzchownie: jako imitacja Jego zachowania. Tymczasem prawdziwe naśladowanie oznacza pójście w Jego ślady.
A nie da się naśladować Jeszua nie zapisując się do Jego "szkoły".
To szczególne uczniostwo często napotyka mniej przeszkód ze strony bliźniego czy krewnych, niż ze strony własnego „ja”, ze strony egoizmu. Bo właśnie własne „ja” i własne życie muszą ustąpić miejsca więzi z Jeszua. Kto chce iść za Nim, musi nieść swój krzyż, musi iść drogą krzyża. Bo albo się naśladuje całkowicie albo w ogóle. Nie można wybrać tylko tych odcinków drogi, które się nam podobają. Bo albo jesteśmy gotowi Mu towarzyszyć na całej drodze, albo nie ma po co jej zaczynać. Uczeń Mesjasza nie może wybierać życia łatwego, przyjemnego. Nie może odsuwać wszystkiego, co jest przykre i niewygodne. Najwyższą wartością nie jest życie przyjemne, w blasku własnego „ja”, ale wierność woli Bożej i więź z Nim. Kto chce iść za Nim, musi postawić tę wierność ponad wszystkim. W imię tej wierności powinien przyjąć cierpienie, poniżenie i to wszystko, co przeszkadza w łatwym życiu, aż po utratę samego życia. Jeszua mówi zupełnie otwarcie o warunkach podążania za Nim. Pan nie zmusza nas do posłuszeństwa. Gdy mówi o uczniostwie, zawsze zaczyna od słowa „jeśli”, co oznacza: jeżeli nie chcesz, nie musisz. Ale jeżeli chcesz być moim uczniem, przekaż Mi swoje prawa do siebie. Przede wszystkim zależy Mu na całkowitym unicestwieniu moich praw do siebie i na moim utożsamieniu się z Nim, na takiej więzi, która wyklucza wszystkie inne związki. Uczniostwo jest osobistym poddaniem się Osobie - naszemu Panu Jeszua HaMaszijah. Istnieje wielka różnica między wiernością osobie, a wiernością zasadom czy jakiejś sprawie.. Być uczniem to być oddanym, motywowanym miłością sługą Pana Jezusa. Uczniostwo w zasadzie polega na oddaniu się Bogu, a nie na posiadaniu określonych przekonań czy wyznawaniu jakiejś doktryny. Bóg nie przymusza, nie przekonuje, po prostu mówi: Jeżeli... Dziś osobistą wiarę zastąpiliśmy przekonaniem doktrynalnym i dlatego tak wielu jest oddanych sprawie, a tak mało Bogu. Bycie uczniem wiąże się z prawem wyboru: „jeśli”, to nie twarde czy dogmatyczne „musisz”. Bóg wyraźnie wymaga od ludzi, żeby dobrze się zastanowili, czy są zdolni pójść za Nim. Nie mogą nierozważnie brać na siebie ryzyko, decydując się na coś, co jest dla nich nieznane, powierzając się przypadkowi, ale muszą dokładnie obliczyć, czy są w stanie sprostać koniecznym warunkom. Porównaniem z budową domu i z wyprawą wojenną Jeszua uzmysławia konieczność trzeźwej refleksji. Nie chce nikogo zwodzić obietnicami. Nie chce w taki sposób zdobywać jak najwięcej naśladowców. Jego warunki są jasne: ci, którzy idą za Nim, powinni najpierw mieć otwarte oczy. On chce mieć przy sobie osoby, które wiedzą, o co chodzi, które zwiążą się z Nim, rozważywszy wszystko; a gdy już się zwiążą z Nim, to zdecydowanie. Tak więc każdy czytający Ewangelię, aby nią żyć, musi przeanalizować swoje własne powołanie, swoje pierwsze świadome spotkanie z Mesjaszem. Czy był to moment dojrzałej decyzji, czy też przyzwyczajenie, tradycja, wychowanie...? Czy nie znaleźliśmy się w tej szkole przypadkowo... wciągnięci, zagarnięci, może wepchnięci? W szkole Mesjasza można odnaleźć szczęście tylko po podjęciu świadomej decyzji: wybieram Boga.
I drugi moment, który uczeń musi głęboko przemyśleć: Czy w tej decyzji potrafię zająć ewangeliczną postawę wobec najbliższych: ojca, matki, dziecka, żony, męża - i wobec dóbr doczesnych? Jeśli te trudne decyzje zostały podjęte, jeśli ten świadomy wybór Mistrza został dokonany, wtedy i tylko wtedy mogę stać się Jego uczniem. Został bowiem zrealizowany podstawowy warunek postawiony przez Jeszua.
Gdyby się tak nie stało, to mogę chodzić za Nim, będzie to trud bezowocny, będę należeć - jako wolny słuchacz - do sympatyków Jeszua, ale nigdy nie zostanę przez Niego uznanym za ucznia. My, owszem, chcielibyśmy pójść za Mesjaszem, ale na naszych warunkach. Wiele rzeczy fascynuje nas w Nim i pociąga nas, inne podobają się nam mniej. Chcielibyśmy stworzyć sobie taką formę „uczniostwa”, która byłaby na naszą miarę, która by się nam podobała. Ale Nauczyciel mówi wyraźnie, że pójście za Nim jest możliwe tylko na Jego warunkach, bo inaczej nie jest się Jego uczniem. On nie wybierał swego krzyża, lecz pozostał posłuszny Ojcu. Iść Jego śladami oznacza mieć udział w tajemnicy cierpień niezawinionych. „Radujcie się, im bardziej jesteście uczestnikami cierpień Chrystusowych - poucza apostoł Piotr - abyście się cieszyli i radowali przy objawieniu się Jego chwały” (1 Pt 4,13). Cierpienia Chrystusowe to cierpienia niewinne, które podejmujemy bez narzekania, w duchu naszego Pana. W naśladowaniu chodzi więc o to, aby wejść na drogę uniżenia i pokory, a przede wszystkim - ufnego przyjmowania cierpienia, które spotyka nas w życiu.
Sześcioletni chłopiec, który całe życie spędził w mieście, po raz pierwszy wyjechał z mamą na wieś. W czasie spaceru kobieta wskazała na niebo i powiedziała: Spójrz synu, jakie śliczne ptaki. Chłopiec podniósł wzrok i powiedział ze smutkiem: Biedne ptaszki, nie mają klatek! Wielu chrześcijan przypomina takiego chłopca. Tak bardzo związali się ze światem doczesnym, że stał się on dla nich miarą życia, także duchowego. Rozpowszechniona dziś powierzchowna kultura, która przypisuje wartość tylko temu, co ma pozór piękna i co sprawia przyjemność, chciałaby nam wmówić, że trzeba odrzucić Krzyż. Ta moda kulturowa obiecuje sukces i szybką karierę, nakłaniając do realizacji własnych dążeń za wszelką cenę; zachęca do nieodpowiedzialnego przeżywania płciowości i do życia pozbawionego celu, wyzbytego szacunku dla innych. To nie jest droga prowadząca do radości i do życia, ale ścieżka wiodąca w przepaść grzechu i śmierci. Nauczyciel mówi: "Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je" (Mt 16, 24-25). Potem zachęca uczniów do tego, aby go naśladowali. Piotr, Jakub i wszyscy pozostali chętnie naśladowali Jeszua cudotwórcę. Parę dni wcześniej wrócili z udanej misji ewangelizacyjnej, podczas której głosili Dobrą Nowinę i uzdrawiali chorych (Łk 9, 10). Od dzisiaj mają też naśladować Jeszua słabego, tzn. mają dzielić Jego los, dźwigać swój krzyż.
Nasz Pan doskonale wie, że pójście za Nim oznacza dla nas utratę życia w takiej formie, do jakiej się przyzwyczailiśmy, jaką sobie wywalczyliśmy i jakiej się kurczowo trzymamy, bo z nią związaliśmy własną tożsamość, własne ja. Oznacza wyjście ze strefy komfortu. Ale odrzucenie tego wszystkiego jest niezbędne, aby móc przyjąć Łaskę, która pozwali nam zachować nasze życie w Nim.
Jakże łatwo przychodzi nam wyprzeć się znajomości z drugą osobą. Historia zna wiele takich przypadków, w których nawet najbliżsi wypierali się znajomości swojego brata, siostry, żony, męża, przyjaciela, tylko po to, aby ocalić swoje życie, albo uzyskać jakieś wymierne korzyści.
Przykładem takiego postępowania jest chociażby Abraham, który wchodząc „do Egiptu, rzekł do swojej żony, Saraj: Wiem, że jesteś urodziwą kobietą; skoro cię ujrzą Egipcjanie, powiedzą: to jego żona; i zabiją mnie, a ciebie zostawią przy życiu. Mów więc, że jesteś moją siostrą, aby mi się dobrze wiodło ze względu na ciebie i abym dzięki tobie utrzymał się przy życiu. Gdy Abram przybył do Egiptu, zauważyli Egipcjanie, że Saraj jest bardzo piękną kobietą. Ujrzawszy ją dostojnicy faraona, chwalili ją także przed faraonem. Toteż zabrano Saraj na dwór faraona, Abramowi zaś wynagrodzono za nią sowicie. Otrzymał bowiem owce i woły, niewolników i niewolnice oraz oślice i wielbłądy” (Rdz 12,11-16).
O innym, bardzo znanym przykładzie zaparcia się donoszą nam Ewangelie: Oto Apostoł Piotr, chodzący tyle lat z Mesjaszem zwycięskim nie był w stanie przyznać się do znajomości z Mesjaszem upodlonym. Kiedy straż arcykapłana wprowadziła Jezusa na wewnętrzny dziedziniec jego domu, on wolał siedzieć na zewnątrz. I chociaż „podeszła do niego jedna służąca i rzekła: I ty byłeś z Galilejczykiem Jezusem. On zaprzeczył temu wobec wszystkich i rzekł: Nie wiem, co mówisz. A gdy wyszedł ku bramie, zauważyła go inna i rzekła do tych, co tam byli: Ten był z Jezusem Nazarejczykiem. I znowu zaprzeczył pod przysięgą: Nie znam tego człowieka. Po chwili ci, którzy tam stali, zbliżyli się i rzekli do Piotra: Na pewno i ty jesteś jednym z nich, bo i twoja mowa cię zdradza. Wtedy począł się zaklinać i przysięgać: Nie znam tego Człowieka” (por. Mt 26,69-74)
Zastanawiam się jednak, czy z taką samą gorliwością i łatwością, z jaką człowiek potrafi zaprzeć się innych, umiałby się zaprzeć samego siebie? Jest to jak najbardziej możliwe, ponieważ właśnie ci dwaj mężowie wiary, stanowią doskonały wzór poświęcenia i oddania w służbie Bogu, który przez wieki inspiruje wielu ludzi i są oni wciąż stawiani jako wzór do naśladowania. Można by zapytać w tym miejscu: co się stało, że dwaj wielcy świadkowie wiary przeszli w swoim życiu swoistą metamorfozę swoich postaw? Wydaje mi się, że zarówno Abraham, jak i Piotr pozwolili po prostu działać Duchowi Bożemu i poddali się całkowicie Jego prowadzeniu. Kształtowana przez Boga mentalność z każdym dniem coraz bardziej zbliżyła ich do ideału Jeszua, który zaparł się siebie całkowicie, przyjmując ludzkie ciało i dobrowolnie oddając życie za każdego z nas.
Jeśli kto chce pójść za Mną... niech mnie naśladuje. Mówi się, że idziemy za Mesjaszem, bo słuchamy co On ma nam do powiedzenia. Ale to wszystko nie wystarcza, aby powiedzieć, że my naprawdę idziemy za Nim. Nawet gdy z uwagą obejrzymy film Gibsona pt. Pasja, to za mało. Pan Nasz wyraźnie mówi: Kto chce pójść za Mną, niech mnie naśladuje. A naśladowanie Go nie będzie polegało na powtarzaniu Jego zewnętrznych zachowań? Możemy, owszem, powtarzać wiele Jego powiedzeń, gestów i czynów. Na przykład, podobnie jak On, stanowczo karcić różnych współczesnych faryzeuszów, uczonych w Piśmie, udzielać pouczeń i napomnień lub zaprowadzać porządki w świątyni, ale to jeszcze nie będzie to, o co chodzi. Antony De Mello mówił „Kiedy małpa zagra na akordeonie, nie znaczy to jeszcze, że stała się ona muzykiem”. Nasze tylko zewnętrzne naśladowanie wnet prowadziłoby donikąd. Radykalne uczniostwo musi charakteryzować każdego, niezależnie od rodzaju służby. „I powiedział do wszystkich: Jeśli kto chce pójść za mną, niechaj się zaprze samego siebie i bierze krzyż swój na siebie codziennie, i naśladuje mnie” (Łk 9,23). „Tak więc każdy z was, który się nie wyrzeknie wszystkiego, co ma, nie może być uczniem moim” (Łk 14,33). Zarówno pracownik, który idzie głosić Ewangelię, jak i ten, który służy w modlitwie lub wspiera materialnie, musi być człowiekiem „ukrzyżowanym dla samego siebie i świata”. Musi żyć wyłącznie dla Boga, bo tylko wówczas jego służba będzie duchowa, nie cielesna, a jej wymiar wieczny.
Największym kłamstwem szatana jest przekonanie nas, że życie jest czymś całkowicie naszym, że możemy nim dowolnie dysponować, że nie ma żadnych ograniczeń i człowiek może robić co tylko chce. Za wszelką cenę korzystaj z życia! Nie przejmuj się śmiercią, nie myśl o niej, na pewno nie umrzesz! Skup się na rozkoszach, które oferuje ci świat! Jesteś tego wart! Oto są podszepty szatana. Rozpowszechniona kultura rzeczy ulotnych, która wartościuje to, co się podoba i wydaje piękne chciałaby, abyśmy uwierzyli, że aby być szczęśliwym należy usunąć krzyż. Jako ideał przedstawiony bywa łatwy sukces, szybka kariera, płciowość oderwana od poczucia odpowiedzialności, wreszcie egzystencja nastawiona na własną afirmację, częstokroć bez poszanowania innych
Jezus powiedział: „Jeśli kto chce pójść za mną, niech się zaprze samego siebie i weźmie krzyż swój, i niech idzie za mną”(Mt. 16,24). Współcześni Mu, podobnie jak wielu „wyznawców” dzisiaj, nie byli gotowi zapłacić ceny bycia uczniem. Byli gotowi nosić koronę Mesjasza, ale nie Jego krzyż. Tacy zawiedzeni wyznawcy mówią: „A myśmy myśleli...”, lub: „A nam się wydawało...”, albo: „Sądziłem, że…” I pytają: Jaki jest sens życia? Jak mogę odnaleźć cel, spełnienie i zadowolenie ze swojego życia? Czy będę miał w sobie siłę, by osiągnąć coś, co będzie miało znaczenie w wieczności? Spoglądają na całe swoje życie, i zastanawiają się, czemu ich związki rozpadły się, i czemu ciągle odczuwają pustkę, choć osiągnęli w życiu to, czego pragnęli. Pewien baseballista, gdy znalazł się u szczytu sławy, został zapytany o to, jakiej życiowej mądrości najbardziej brakowało mu, kiedy zaczynał grać, a dziś żałuje, że nikt się nią z nim nie podzielił. Odpowiedział: „ Żałuję, iż nikt mi nigdy nie powiedział, że gdy dotrę do szczytu, NIC tam nie będzie”. Wiele celów okazuje się płytkimi dopiero całe lata po tym, jak zacząłeś ich pożądać. W naszym humanistycznym społeczeństwie ludzie uganiają się za wieloma rzeczami sądząc, że w nich znajdą sens. Niektóre z tych rzeczy dotyczą świata biznesu, dobrych związków, seksu, rozrywek, altruizmu, itp. Ludzie często mówią, że kiedy osiągnęli już to, czego chcieli, czyli bogactwo, związek, przyjemność, nadal czuli wielką pustkę, której nic nie mogło wypełnić. Autor Księgi Koheleta opisuje to uczucie, gdy mówi: „ Marność nad marnościami... Marność nad marnościami - wszystko marność”. Człowiek piszący te słowa miał bogactwa ponad miarę, mądrość, jakiej nie miał żaden inny człowiek, setki kobiet, pałace i ogrody, których zazdrościły mu całe królestwa, najlepsze jedzenie i wino, i dostępne wszystkie formy rozrywki. W pewnym momencie powiedział też, że wszystko, czego chciał, to zdobywał. A mimo to podsumował „życie pod słońcem” (czyli życie płytkie, dotyczące tylko tego, co widzimy i czego możemy doświadczyć tylko zmysłami) jako bez wartości. Czemu odczuwamy taką pustkę? Ponieważ Bóg stworzył nas dla celu, który jest o wiele większy, niż nasze doświadczanie tego, co tu i teraz. Salomon powiedział, że Bóg włożył w serce człowieka wieczność /Kazn 3:11/. W głębi serca wiemy, że to co jest tu i teraz nie jest jedyną dostępną dla nas rzeczywistością. Ale prawdziwy sens życia odnajdziemy raczej wtedy, gdy zaczniemy naśladować Mesjasza jako Jego uczniowie, będziemy się o Nim uczyć, spędzać z Nim czas w modlitwie, czytać Jego Słowo, Biblię, i żyć z Nim w posłuszeństwie Jego przykazaniom. Kończąc podzielę się analogią dostrzeżoną przez pewnego pastora. Jeśli jesteś kibicem jakiejś drużyny sportowej i decydujesz się pójść na mecz tej drużyny, możesz wydać kilka złotych i otrzymasz miejsce gdzieś wśród najwyższych rzędów, skąd niewiele zobaczysz. Możesz też wydać kilkaset złotych i móc usiąść na tyle blisko, by być w samym centrum akcji. Tak właśnie wygląda życie. Bezpośredni udział w Bożym działaniu nie jest dla świątecznych wyznawców. Nie zapłacili oni ceny pójścia za Jeszua. Oglądanie Bożego dzieła jest dla uczniów, którzy poszli za Nim całym sercem i naprawdę przestali zaspakajać swoje własne pragnienia tak, by mogli szukać w swoim życiu Bożych celów. To oni zapłacili cenę pójścia za Nauczycielem. Całkowicie poddali się Bogu, szukają Jego woli. Doświadczają życia w pełni. Czy Ty zapłaciłeś już cenę? Czy chcesz tego? Jeśli tak, nie będziesz już odczuwał w życiu bezsensu czy pustki.
Rozpoczęliśmy nasze rozważanie czytając o Tabicie. Tabita kochała Pana, kochała innych, miała serce sługi. Prowadziła swoje życie w sposób, który był miły Bogu i była błogosławieństwem dla ludzi. Uczennica Tabita była osobą wierzącą, która wiernie przestrzegała tego, czego nauczał Jeszua. Dokonywała wielu dobrych uczynków i dzieł miłosierdzia, przez które inni doświadczali dobrodziejstwa. W rezultacie wielu ludzi ją kochało, a Bóg ją wskrzesił. Czy to samo stałoby się gdyby taką nie była? Gdyby nie dawała tak wiele z siebie? Gdyby nie kochała innych i służyła im tym co miała w ręku – igłą i nicią?
Badając Słowo Boże znajdujemy więcej warunków uczniostwa, np. Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali (J 13:35). Kogo mam miłować? Kto jest moim bliźnim? Twój bliźni to osoba, która potrzebuje twojej pomocy. Twoim bliźnim jest twoja żona. Twoim bliźnim jest twoje dziecko. Jak traktujemy naszych bliźnich w naszej własnej rodzinie? Czy doprawdy kochamy ich Bożą miłością? Jaka jest Boża miłość? Ponieważ analiza tego tekstu wymaga odrębnego studium, polecam na dziś studium 13 rozdziału 1 listu do Koryntian, szczególnie wersety 4-7, z lustrem w ręku…
Zostańmy uczniami Boga, bez względu jaki długo znamy już Prawdy Boże miejmy na uwadze słowa Izajasza, który mimo iż od urodzenia znał Boga, nie wahał się stwierdzić (Iz 50:4): każdego ranka budzi moje ucho, abym słuchał jak ci, którzy się uczą. Oddajmy Bogu wszystkie swoje jutra, postawmy Go na pierwszym miejscu w każdej sprawie, a wszystko inne znajdzie się na właściwym miejscu…dziś wybierzmy komu będziemy służyć (Joz 24:15). Ale pamiętaj – postanawiając być wiernym Bogu stajesz się „świadkiem przeciwko sobie” (Joz 24:22). Nie konsultuj tego z ludźmi, tylko po prostu otwarcie Mu powiedz: ”Będę Ci służył”. Dopóki nie podejmiemy tej decyzji, całe nasze życie będzie w stanie zawieszenia...
I jeszcze jedno - w wieczności też będziemy się uczyć! HalleluJah! J 17:3
A to jest żywot wieczny, aby poznali ciebie, jedynego prawdziwego Boga i Jezusa Chrystusa, którego posłałeś.
autor opracowania: Danuta Fras